Wagon numer 12, klasa Platzkarta. Wielka metalowa trumna podzielona na boksy tylko przez ścianki działowe, tak że gdy chciało się dojść do swojego boksu trzeba było przejść przez wszystkie inne. Nasz przedział znajdował się na końcu, tuż obok kibla. Na każdy boks przypada 6 miejsc, co łacznie daje 60 na wagon. 4 łóżka wsunięte w boks i 2 zaraz przy przejściu. Chwilę po starcie prowadnica (kobieta odpowiedzialna za porządek w wagonie) przyniosła pościel i ręcznik. Czas poznać sąsiadów
Dwa dolne łóżka zajmowały babcia z wnuczką, które podróżowały z Moskwy do rodzinnej miejscowości Ułan-Ude. Kobieta koło 60tki, absolwentka filologii francuskiej. W Moskwie odwiedzała drugiego wnuka. Dzięki mixowi angielskiego very good, z rosyjskim haraszo oraz lekką domieszką niemieckiego sehr gut szło się dogadać w kluczowych sprawach.
Dziewczynka koło lat 12stu z lekko mongoidalnym wyrazem twarzy. Niestety monojęzyczna, także kontakt się nie nawiązał.
Szóstym mieszkańcem naszego boksu była Polya - 24 letnia mieszkana wsi pod Irkuckiem, która ze względu na dobrą znajomość angielskiego była głównym kompanem podczas podróży, a jednocześnie wyrozumiałem tłumaczem.
Temperatura w wagonie była wyjątkowo niesprzyjająca- 35 stopni przy 60 osobach i na wpół otwartych oknach (a czasem nawet nie) dawało się we znaki. Uroku dodawało tylko gówno na podłodze koło kibla, w które jak na złość, każdy przechodzień musiał wdepnąć i rozmazać, także miejscówka obok klopa to był strzał w dziesiątke. Z racji duchoty poszedłem spać.
Postoje odbywały się co kilka godzin, jednak na tych 2-3 minutowych prowadnica nie pozwala wysiadać by nie zgubić tego całego majdanu, którym ma się opiekować. Także większe stację z 20-30 minutowymi postojami były co 12 godzin. Pierwszy większy postój w mieście Włodzimierz.
Włodzimierz
Na dworcu istne dożynki. Ludzie z okolicznych domów przytargali swoje towary by coś sprzedać. Można było dostać wszystko. Począwszy od gotowych zestawów obiadowych i regionalnych pirożków, przez różnego typu i wzoru kryształy (zestaw noży kuchennych gratis!) a skończywszy na całej masie bibelotów (korale, gwizdki, sztuczne kwiaty). Słowem mydło, widło i powidło. Do mnie uderzyło dwóch rosjan o nietęgich twarzach i alkoholowych rumieńcach. Dobrali się zaiście, bo jeden w koszulce Eminema, a drugi Skorpionsów. Sądzać po ich stanie znoszenia to kupili je gdy Ci drudzy jeszcze nie planowali być sławni, a ten pierwszy już był dupkiem. Chłopaki chcieli mi sprzedać gromnice. Niestety, wyszedłem bez portfela, a nawet gdyby to atmosfera w wagonie była już wystarczająco rozgrzana, także interesu byśmy nie dobili. Natasza, która zresztą jechała wagon wcześniej, wytłumaczyła mi później, że za czasów komunistycznych, gdy fabryki nie miałby za co wypłacać wynagrodzenia, dawały ekwiwalent w towarze. Duża popularność kolei transsyberyjskiej jako łącznika Europa-Azja wpłynęła na powstanie wymiany barterowej. Komunizm upadł, tradycja pozostała. Z tą różnicą, że teraz się to odbywa na zasadzie towar - gotówka
Jakiś bełkot po rusku dochodzący z wagonu, gwizdek, para buch, koła w ruch. Jedziemy dalej.