Wstaliśmy o 12stej, także przepadło nam śniadanie. Znowu. Z mieszkania zebraliśmy się koło 14.30, by pobłądzić ponad godzinę w poszukiwaniach knajpy rekomendowanej przez Tanię. N miejscu spotkaliśmy Alinę, z którą spędziliśmy następne kilka godzin. Pokazała nam park Kirova, będący w centralnej części miasta, oraz most w którym nowożeńcy przypinają kłódkę z wygrawerowanymi imionami na znak ich wiecznej miłości. By słowa nie szły na wiatr - kluczyk wyrzucają do Angary. Jeszcze krótkie zwiedzanie cerkwi, pożegnanie z Aliną i powrót do domu. Szybkie pakowanie i do taksówki na dworzec. Kierowca oczywiście nie schodził z prędkością w mieście poniżej 50km/h, nie uznawał pasów, świateł ani kierunkowskazów - typowy Rusek. Podjechał na dworzec, puścił wiązankę do pary 40letnich Buriatów lubieżnie się całujących na jego miejscu parkingowym, zaparkował, wypakował, odjechał. Bez większych problemów znaleźliśmy nasz wagon, a następnie przedział. Tym razem klasa Kupe, także przedział zamykany i tylko 4 osoby - burżujstwo. Ja znowu dostałem przydział na górne łóżko. Tym razem to atut, bo większy przewiew i lepsze widoki.
Naszą współlokatorką jest Maria - urocza mieszkanka Zurychu, która skończyła architekturę wnętrz i teraz zaczyna urbanistykę. W podróży od 2 tygodni a jej celem ostatecznym jest Tokio, skąd ma samolot powrotny do domu. Po krótkiej konwersacji i obróceniu połowy flachy z okazji urodzin Adam poszliśmy spać