Geoblog.pl    ramin    Podróże    Asia to go    15 sierpnia
Zwiń mapę
2010
15
sie

15 sierpnia

 
Mongolia
Mongolia, Ulaanbaatar
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6843 km
 
Wyjazd do Pekinu. Pobudka 6 rano. Dojazd na dworzec. Tam spotykamy naszą znajomą Szwajcarkę Mari - tym razem jednak nie ten sam wagon, ale nadal ten sam skład. Pierwszy raz wypadło mi dolne łóżko. Tyle, że bez Adam i Magdy. Ci jadą z naszymi znajomymi z trasy Irkuck- Ułan Bator - 40 letnia Irlandką i jej 28 letnim niemieckim żigolakiem. Ja dostałem 2 Londyńczyków - Josh'a i Zack'a - oraz Japończyka z córką dla których brakło miejsca, bo Ruscy sprzedali za dużo biletów. Także jest na 5.

Z pośród wszystkich wagonów którymi jechałem (rosyjski, mongolski i chiński) ten ostatni był najbardziej obskurny. Brudne dywany, muchy w przedziale, niewyprana pościel, brak ręczników - a to niby 2 klasa. To już w 3 rosyjskiej było lepiej, pomimo że miejsce obok klopa. Po 8 godzinach krajobraz zaczyna się robić pustynny. Kupa kamieni i piachu oraz wiecznie ciągnące się druty wysokiego napięcia. Czasem jakieś stado dzikich wielbłądów czy koni. Powietrze suche, duszne i pełne piasku. Wjeżdżamy do Gobi.

Na pierwszej stacji znowu dokonuje interesu życia. Kupuję wodę za 2 dolary i młody jeszcze wybrzydza, że data emisji banknotu z 2003. Daje mu z 2006. W tym samym czasie Adam za dolara kupuje 2 flaszki wody. Gdy chłopak coś kręci wodą na date emisji ten każe mu spierdalać. Chyba zaczynam łapać o co chodzi w te klocki.

W pociągu poznałem Rosjankę, a konkretniej Buriatkę z Ułan-Ude, która w ramach wakacji jedzie z córką do Pekinu. Ponieważ pożyczym im nóż ochrzcili mnie przydomkiem "knife man". Pierwszy raz jakaś dobra ksywa, a nie kolonijne "morskie oko", żeglarskie "spinaker" czy nurkowe "bąbelek"

Wieczorem dojechaliśmy do przejścia granicznego. Jako że Ruscy, Mongołowie i Chińczycy nie dogadali się w ramach braci socjalistycznej co do szerokości torów to trzeba było zmieniać podwozie wagonów z szerszego na węższy rozstaw kół. W tym czasie wnikliwie badali nas panowie z przejścia granicznego. Dane osobowe, zaglądanie do bagaży i takie tam. Patrzyli do absolutnie każdej dziury. Może obawiają się, że przemycimy im kolejnego małego kitajca? W końcu jest ich już 1,5 miliarda a z ryżem różnie bywa. Kontrola paszportowa i procedura zmiany kół trwała ponad 6 godzin (a nie przewodnikowe 2), także dało się słyszeć znajome "kaj leziesz kurwa", "do roboty chuje", "no jak jeden na drugiego będziecie się patrzeć to samo się kurwa nie zrobi" czy "do dupy se zaświeć tą latarką". Polski akcent jest zawsze najbardziej wyrazisty.

Razem z Josh'em i Zackiem poszedłem na rekonesans do innych wagonów. Na początku graliśmy w "color" (gra karciana) z Patricia i Thomas'em (brytole) by ostatecznie skończyć w wagonie z Sofi, Isabell i Elizabeth (włoszki) gdzie były gry słowne. Potem doszła Mari. Ponieważ było za łatwo Thomas skoczył po litrową flaszkę zakupioną w Irkucku. Wydawałoby się, że flacha na 8 i kilkanaście browarów to żadne wyzwanie. Założenie było mylne. Brytole przyzwyczajeni do swoich pint of beer odpadli po 3 kolejce, reprezentacja Włoch walczyła dzielnie by polec w 5 kolejce. Ostatecznie na placu boju pozostała Polska i Szwajcaria, ale tutaj nie doszło do rozstrzygnięcia, ponieważ flaszka się skończyła. Tutaj pozwolę sobie przytoczyć słowa jednego z najwybitniejszych filozofów AGH'a Marka M: "powszechnie wiadomo, że flacha kiedyś się skończy, ale i tak to budzi powszechne zdziwienie". Tak też było i tym razem.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 64 wpisy64 29 komentarzy29 545 zdjęć545 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
13.08.2012 - 23.09.2012
 
 
30.07.2010 - 21.08.2010