Geoblog.pl    ramin    Podróże    Balkan trip czyli tak blisko, a tak daleko    Prizren
Zwiń mapę
2011
17
sie

Prizren

 
Kosowo
Kosowo, Prizren
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1025 km
 
Dzisiaj wyjazd do Prizern. Z racji lenia zamiast do sklepu po chleb i serek idziemy piętro niżej do hotelowego baru. Znowu brudne nakrycie. Pomimo, że to dopiero mój trzeci poranek w Kosowie i też nazbyt często nie miałem okazji się stołować w knajpach to praktycznie wszędzie (poza jedną pizzerią) obrusy były tłuste i poplamione. Wziąłem angielskie menu – albo tłumaczone przed chłopaczka z podstawówki, albo przez Google translator, bo w co drugiej pozycji błąd. Najważniejsze jednak, że da się zrozumieć ;]

Idziemy na koniec miasta, na drogę w kierunku Prizern. Stamtąd zabrał nas niewielki kawałek do Deczani kosowski Albańczyk, jak się później okazało – wojskowy, który walczył przeciwko Serbom. Pod koniec jazdy doszło do niezbyt przyjemnego incydentu, ponieważ pan zażyczył sobie za paliwo, pomimo iż wcześniej słowem o tym nie wspomniał (mówiliśmy też, że nie chcemy taksówki). Tak więc zapłaciliśmy więcej niż za autobus. Z Deczani już jednak bezpośrednio dojechaliśmy do Prizern wraz z kierowcą malej ciężarówki.

Z Prizern zebrał nas Florin, kosowski Albańczyk poznany przez couchsurfing. Student stosunków międzynarodowych na uniwersytecie amerykańskim w Albanii. Mieszkaliśmy w jego posiadłości kilka km za Prizern, gdzie miał swój dom letniskowy. Człowiek bardzo gościnny z jednej strony, a z drugiej niezwykle osobliwy. Posiadał teorię spiskową dziejów co do wybuchu II WŚ według której to Żydzi do niej dążyli, by mieć pretekst do utworzenia własnego państwa… Był za dialogiem z Serbami, jednak nie za ich pobytem na terenie Kosowa. Zupełnie oczywistym wydawał mu się odwet na domach i ludności serbskiej w 2008r kiedy to Serbowie poszczuli albańskie dziecko psem. Pomimo znacznej odmienności poglądów czas spędzony z nim w Prizern był przyjemnością.

Zwiedziliśmy muzeum Albańskiej Ligi, prezentujące koncepcje Wielkiej Albanii. Oczywiście koncepcja Wielkiej Albanii nie idzie po drodze z koncepcją Wielkiej Bułgarii, Grecji a już na pewno nie Wielkiej Serbii. Naturalnie każdy odwołuje się do terytorium z czasów, gdy to państwo miało największe posiadłości. Głównym argumentem jest „bycie pierwszym”. I tak każde z państw jest gotowe cofać się kilkanaście wieków by dowodzić swych racji i praw.

Następnie zwiedziliśmy kilka meczetów. Pomimo, iż już w Peja mieliśmy taką okazję to właśnie odwiedziny z Florinem miały najbardziej wartościowy wymiar, gdyż był naszym tłumaczem w rozmowie z Immanem. Tym samym zostały nam nakreślone podstawowe zasady Ramadanu i budowy meczetów.

Jeżeli chodzi o samo Prizern to miasto zdecydowanie ładniejsze niż Peja – klimatyczne uliczki, małe puby. W centrum miasta meczet po jednej stronie ulicy, a po drugiej kościół prawosławny (oczywiście chroniony, jednak już nie przez wojsko, lecz policję i to w dodatku kosowska – tak więc jest pewien postęp). Obok tego wszystkiego dyskoteka, gdzie bawią się miejscowi. W czasie Ramadanu. Po środku rynku fontanna, ze zdatną wodą do picia. Ponoć woda z niej nie przestała lecieć od momentu jest wybudowania.

Obraz zupełnie nie przystający do tego prezentowanego w telewizji, gdzie jeżeli się mówi o Kosowie, to tylko o kolejnych incydentach na granicy. Nie ma ekstremistów religijnych, którzy szukają większego tłumu by się wysadzić. Nie ma burek ani czadorów. Nikt nie strzela, nic nie wybucha. Tacy z nich muzułmanie jak z nas katolicy. Tym bardziej mnie dziwi, dlaczego MSZ tak uparcie twierdzi, że ten rejon jest niebezpieczny dla przyjezdnych.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 64 wpisy64 29 komentarzy29 545 zdjęć545 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
13.08.2012 - 23.09.2012
 
 
30.07.2010 - 21.08.2010