Do Irkutska dojechalismy dzisiaj (wlasciwie dla nas to jutro, bo tutaj jest juz 3 w nocy). Nim to jednak nastąpiło spędziliśmy 4 dni w pociagu. Ale po kolei:
Na dworzec Jarosławski dotarliśmy o 23. 30 (pociag byl po polnocy). Ponieważ nie ogarnialem za bardzo peronów trzeba bylo zapytac. Standardowo zacząłem rozglądać się za tekturowymi, okrągłymi beretami. Jak na złość żadnego w pobliżu. Wybór więc padł na siedzącą najbliżej, dość niepozorną blondynkę z czerwonym kufrem.
- Hey, do you know from where train Moskwa- Charabowsk leave?
+Hmm.. so you have to got down, turn left, then straight. You can see it outside the window
-Ok, thanks. Wojciech wychodzimy* (wersja zostala ocenzurowana ze wzgledu na mozliwosc czytania bloga przez nieletnich. Niemniej jednak zostal uzytywy wyraz w liczbie mnogiej na literę S oznaczający "choćmy szybko"
-O, to wy jesteście z Polski?
Tak właśnie poznaliśmy Irinę - sympatyczną Rosjankę z Krasjonarska, absolwentkę filologii polskiej, która od roku mieszka i pracuje w Krakowie (na poczatku miala jeszcze do wyboru Warszawę, ale coż to za wybór?). Jak sie okazało - jedzie tym samym pociagiem. W tym samym wagonie! 2 boksy od nas! Czyli złapaliśmy Boga za nogi, bo bedzie mozna zalatwic coś więcej niż tylko piwo.
Pakujemy się do przedziału, browar i idziemy spać. Poznawanie współtowarzyszy zostawiliśmy na następny dzień.
Rano - które właściwie ciężko określić kiedy jest - pobudka. Swój stolik dzieliłem z Ruslanem - dobrze zbudowanym, smukłym Rosjaninem o ziemistej cerze. Pomimo bariery jezykowej (znał tylko kilka słów po angielsku, przez co spędziliśmy większość podróży w milczeniu) - złoty człowiek. Jedzeniem się dzielił, załatwił mi miejsce na bagaż, nie przesiadywal caly czas na moim łóżku. Generalnie marzenie.
W boksie miałem jeszcze 3 kobiety i chłopaka. Dwie to były chyba siostry, przy czym jedna najprawdopodobniej nauczycielka angielskiego. Trzecia kobieta, o twarzy lekko świńskiej (co nakładało się na jej styl jedzenia/pożerania żywności - dorodne pęto kiełbasy miała na 4-5 kęsów) podróżowała z synem, 8-9 latkiem o krótkich włosach z finezyjnym dywanem (fryzura znana też jako "czeski piłkarz" lub "na czeskiego ciul"). Z ta cześcią boksu zdecydowanie się nie trzymałem, gdyż już od poczatku były problemy o bagaż, a siostrom (a wlasciwie tej która mówiła po angielsku) wybitnie przeszkadzało jak patrzyłem w ich okno, lub nie daj Boże - na nie.
Poza tym z ciekawych postaci:
Andriej - mocno zbudowany, o rękach jak główki kapusty i wiecznym alkoholowym rumieńcu na twarzy. Pomimo iż za kupno piwa brał prowizję (pół piwa) to człowiek bardzo pozytywnie do nas nastawiony i chętnie zagajał.
Sasha - zołnierz z Czeczenii, wiecznie nietrzeźwy, zawsze gotowy do zmęczenia kolejnej flachy (zwłaszcza z Kruczim i Wojciechem). Dumny ze swoich osiągnieć militarnych. Chętnie pokazywał swoją radziecką książeczkę wojskową pełną stępli i wpisów. Czasem także wyciagał kosę. Jednak polska- rosja haraszo, także bezproblemowo.
Poza tym ludzie zdecydowanie starsi wiekiem, wyglądający na zmęczonych życiem. Lata spędzone w tym subarktycznym klimacie odcisneły się na ich twarzach. Rzadko się uśmiechają. Jednak bardzo życzliwi, dumni i ciekawi "obcyh".
Ze smaczków:
- Wojciech z Krucziem tak zalalili robala, że przez dwa następne dni wódki nie tkneli.
- Wojciech zgubił papierosy, które znalazł Andriej i chciał oddać. Ten natomiast, jeszcze mocno zamroczony alkoholem, chciał podziękować poprzez przytulenie się "na misia". Andriej jednak nie złapał inicjatywy i posądził Wojciecha o odmienność orientacji. W pobliżbu była jednak Irina, która sprostowała sytuację. Tym samym nie doszło do śmierci tego pierwszego i Wojciech wciąż jest z nami.
- W kolei transsyberysjskiej nie wolno spożywać alkoholu. W ogóle. Alkohol można jednak zakupić w warsie, w jeżdzącym po wagonie wózku, od babuszek na stacji, lub nielegalnie od prowadnicy (tylko rosjanie - zamierzam poskarzyc się rosyjskiemu rzecznikowi praw obywatela na nierówne traktowanie. Przecież Polak też czlowiek i napić się musi, tak więc powinien mieć prawo do towarów z kontrabandy).
- Irina objaśniła mi podstawy obrządków w kościele prawosławnym. Skupiliśmy się na tych dwóch najbardziej przykrych - pochówku i małżeństwie. W jednym i drugim się piję, jednak w wypadku śmierci trzeba odczekać 40 dni.
- Wodołaz po rosyjsku to nurek
- Rosjanie mają wadę wymowy. Zamiast Pitagoras mówią Pifagor.
Więcej przemyślen na temat kolei, polityki łóżkowej - najprawdopodobniej jutro. Zdjec nie moge dodać, jest zepsuty port USB